XIII Szczecińskie Spotkanie z Azją [18.01.2020] relacja

Rok 2020 rozpoczęliśmy kolejną odsłoną naszego sztandarowego cyklu wydarzeń w „Promediach”, czyli SzSA. Trzynaste spotkanie wcale nie okazało się pechowe, a wręcz przeciwnie. Filia nr 54 MBP wypełniła się po brzegi zainteresowanymi tematem związanym z podróżowaniem na Daleki Wschód. Do tak dużej frekwencji przyczynił się także prelegent. Piotra Czypickiego, szczecińskiego działacza społecznego i podróżnika po raz pierwszy zaprosiliśmy na poprzednie Spotkanie z Azją i wtedy jego relacja z podróży do Kazachstanu również cieszyła się sporym zainteresowaniem.

Tym razem prelegent przygotował obszerną relację ze swojej podróży na Filipiny, a dokładniej do Manili, gdzie udał się razem z dwiema kilkuletnimi córkami. W pierwszych zdaniach uprzedził, że według niego stolica ta jest miastem wymagającym turystycznie, zdecydowanie nie dla początkujących podróżników.

Na początku pokazał zdjęcie ponad 30-piętrowego apartamentowca, w którym przez ok. 6 tygodni mieszkał ze swoimi pociechami. Na szczycie tego budynku był odkryty basem, z którego we troje korzystali w czasie wolnym. Próbowali także podziwiać z wysoka panoramę miasta, jednak było to mocno utrudnione przez wysoki poziom smogu. Dopiero pod koniec pobytu, gdy wiatr rozwiał zadymienie utrzymujące się nad centrum, po raz pierwszy w oddali zobaczyli góry.

Kontynuując temat smogu, Piotr wspomniał, że normy są wielokrotnie przekroczone głównie z powodu zbyt dużej liczby samochodów. Ponieważ korki w Manili trwają w „godzinach szczytu”, czyli od 6:00 do 18:00 po wylądowaniu podróż z lotniska do hotelu zamiast trwać maksymalnie do 40 min ciągnęła się prawie 3 godziny. Czas ten jednak wykorzystał na rozmowę z kierowcą i oglądanie miasta. Kierowca taksówki, chcąc pocieszyć podróżników z daleka, powiedział, że zazwyczaj korki trwają „tylko” w godzinach 6:00-22:00. Już w trakcie pobytu okazało się jednak, że ulice zapchane są samochodami nawet nocą i tylko w mniejszych uliczkach jest trochę luźniej. Dróg rowerowych w stolicy nie ma, tak samo jak buspasów. Przez cały pobyt prelegent doliczył się może ze dwa rowery. Najpopularniejszym więc środkiem transportu są samochody, a szczególnie taksówki i jeepneye (fil. Dyip), czyli skrzyżowanie Jeepa z busem. W pojeździe takim zmieści się wygodnie 8 osób, mniej komfortowo – 10 ale, zdolni kierowcy upchają nawet powyżej tej liczby pasażerów. Zasada podróży jest prosta: na ulicy zatrzymujemy jeepneya (np. machając) i jedziemy do momentu kiedy zechcemy wysiąść. Sygnałem dla kierowcy o chęci zakończenia przejażdżki jest kilkukrotne pukanie w dach pojazdu. Płacimy w trakcie jazdy (po zajęciu miejsca podaje się kwotę pasażerowi obok, by ten podał dalej i tak aż do kierowcy) za przebyty dystans. W taki sam „łańcuszkowy” sposób kierujący zwraca resztę za przejazd. Piotr Czypicki przyznał, że kierowcom jeepney’ów należy się duży szacunek za sprawnie przeprowadzaną usługę, łącznie z bezbłędnym zarządzaniem płatnościami za kursy.

Temperatura w Manili przez cały rok jest stała i wynosi ok. 30 stopni przy wilgotności prawie 70 %, więc w jeepneyach brak okien i drzwi też daje dodatkowy przewiew. Kierowca ma często zamontowany nad dużym lusterkiem mały wiatraczek. W sprawach podróżowania pieszo po mieście jest to bardzo utrudnione z powodu bardzo złych stanów technicznych chodników. Z tego powodu nie uświadczy się tam wózków, zarówno tych dla dzieci jak i inwalidzkich. Dlatego trzeba naprawdę uważać przy każdym stawianym kroku, aby nie doznać wypadku i uszczerbku na zdrowiu. To między innymi kolejny argument, dlaczego to miasto należy do „trudnych” do zwiedzania. Stolica Filipin nie jest miejscem odwiedzanym tłumnie przez turystów, dlatego (a może ponieważ) nie ma zaplecza turystycznego. Biura podróży nie organizują wycieczek stricte do Manili. Prowadzący wykład przytoczył anegdotę, kiedy to chciał kupić przyjacielowi kartkę pocztową z odwiedzanym miastem, jak to miał w zwyczaju robić. Jednak w nielicznych sklepach z pamiątkami, wszystkie pocztówki przedstawiały Filipiny ogólnie, a nie konkretnie zabytki stolicy. W rozmowie na ten temat ze sprzedawcą, ten chcąc pomóc zagranicznemu gościowi, udał się na łowy i po pewnym czasie wrócił zadowolony z pocztówką ukazującą mapę Filipin z zaznaczona kropką i napisem gdzie jest Manila. Kiedy Piotr nie chcąc urazić sprzedawcy, wyznał że miał coś innego na myśli, ten szukał dalej i dopiero gdzieś w magazynie znalazł upragnioną kartkę z Manilą.

Wchodząc na zagadnienia kulinarne prelegent wspomniał o bardzo słodkich deserach – niby przysmaku filipińskim. Legendy o słodkości okazały się prawdziwe – nawet na spółkę z córkami Piotr nie dał rady zjeść nawet jednej porcji. Kolejne potrawy smakowały już nieźle, przypominając mocno kuchnię tajską. Niestety każda kolejna zupa, jaką próbowali turyści z Polski, była tylko i wyłącznie kwaśna, co utrudniało ich konsumpcję. Prelegent drogą dedukcji doszedł do wniosku, że kucharze dodają na potęgę kwaśne owoce yuzu i stąd smak zupnych dań.

Słuchacze dowiedzieli się również, że na Filipinach okres przedświąteczny zaczyna się już we wrześniu Na fotografiach udało się więc uchwycić Piotrowi dmuchanego Mikołaja oraz wielki napis „Merry Christmas”.

Dzielnica biznesowa – Makati, przypomina centra europejskich stolic i spokojnie zobaczyć tam można samochody zachodnich marek, sklepy znanych sieci, a także dużo zieleni, fontann oraz deptaków, gdzie ruch uliczny jest wyłączony.

Czypicki podkreślił, że dla niego w podróżowaniu po egzotycznych krajach ważne są interakcje z miejscowymi i poznawanie kultury danego państwa przez rozmowy. Filipińczycy według niego są ludźmi otwartymi i przyjaznymi, „z dużą dawką luzu”. Jako przykład podał policjanta, który słysząc rytmiczną muzykę „bujał” się w rytm na środku ulicy, nie wstydząc się, a nawet żartując z tego. Spotkani ludzie byli otwarci i ciekawi, często zadawali pytania typu „skąd jesteś”, „jak do nas trafiłeś”, „po co tu przyjechaliście”- to ostatnie z miłą nutą zdziwienia i zaciekawienia. Piotr i jego pociechy spotkali się z dużą życzliwością mieszkańców oraz chęcią pomocy.

W Manili zetknęli się z bardzo dużą biedą. Duża część społeczeństwa żyje na ulicach, zatem żebractwo jest niestety na porządku dziennym. Ponieważ odsetek takich ludzi jest bardzo duży to często może przygnieść poczucie bezradności, bo człowiek wie, że nie pomoże każdemu. Dlatego po jakimś czasie należy a nawet trzeba nauczyć się to ignorować. Ludzie bezdomni koczują także na cmentarzach, w grobowcach. Jednak nawet takie „mieszkanie” kosztuje ok. 6 euro rocznie, co dla wielu rodzin i tak jest zbyt drogie. Dlatego duży odsetek mieszka na ulicach lub w chatkach wybudowanych nielegalnie przy brzegach rzeki (władze przymykają na to oko). Podczas jednego ze spacerów Czypicki zawędrował w okolice cmentarza, gdzie odbywał się właśnie pogrzeb, zaś 50-100 metrów dalej dzieci grały w piłkę, a z drugiego końca ulicy rozlegała się głośna, wesoła muzyka. To także pokazuje stosunek ludzi do siebie nawzajem. Przed przyjazdem do Manili wiele lat wcześniej prelegent oglądał reportaż o ludziach mieszkających na cmentarzach. Wówczas uważał, że bardzo ciężko się do nich dostać, że to pewnie hermetyczne grupy, nie wpuszczające każdego na teren cmentarza, do swoich „domów”. Wtedy „zazdrościł” reporterowi Galileo, że udało mu się wejść w takie zakazane miejsce. Zdziwił się więc, gdy swobodnie wszedł w Manili na teren cmentarza i nikt z miejscowych nie oburzył się na to.

Jeśli chodzi o bezpieczeństwo to przy restauracjach w centrum miasta przeważnie zatrudniona jest ochrona (w pełni uzbrojona), która wita gości, otwiera drzwi i pilnuje porządku. W wielu miejscach można zobaczyć znaki „zakazu wejścia z bronią”. Piotr pytał właścicieli lokalów rozrywkowych, czemu mają służyć takie radykalne formy kontroli, kiedy przestępczości na ulicach naprawdę nie widać. Dowiedział się wówczas, że Filipińczycy są inaczej traktowani, kiedy przestępstwo (jak rabunek, gwałt czy pobicie) jest dokonane na obcokrajowcach. Inne są wówczas procedury prawne, kary też są podobno wyższe. Z tego powodu obcokrajowcy są pod pewnym płaszczem bezpieczeństwa i rzadko padają ofiarą przestępczości.

Podczas prelekcji Czypicki wyświetlał wiele zdjęć z odwiedzonych miejsc, także tych oddalonych od ulic Manili. Można było więc zobaczyć filipińskie plaże, jaskinie, wioski oddalone ok. 40 km od stolicy, a także wulkan na wyspie, który jakiś czas po powrocie prelegenta do Polski wybuchł.

Na sam koniec prelekcji Piotr zaprezentował zdjęcie Binondo, czyli manilskiego Chinatown, które jest najstarszą na świecie dzielnicą osób chińskiego pochodzenia w obcym kraju.

Dziękujęmy serdecznie Piotrowi Czypickiemu za przygotowanie tak wciągającej relacji z podróży do Manili, a słuchaczom obecnym na spotkaniu za zainteresowanie wydarzeniem, organizowanym przez nas.

Podziel się tym tekstem ze znajomymi!